Komentarze: 1
Nie udkladalo mu sie dzis po mysli. Mine mial nietega. Smutna wrecz. Zaczelo sie niby norlamnie. Poniedzialek, ponoc rano, pobudka. Przystanek. Wsiobus. Bimbaja, Bilet miesieczny w innej torbie, co to bawila sie z nim w sobote. "To w ciagu tygodnia zjawi sie Pan..." "Jasne..." On juz nawet nie chcial krzyczec, nawet nie mial ochoty jeknac "Boze czemu?" Gdyz zlosc wyrazala by jakies emocje, a ON byl daleko gdzies. Byl obojetny. To chyba jednak jest gorsze...